Zawaliłam straszliwie. Nie chcę się usprawiedliwiać i tłumaczyć, ale obiektywnie stwierdzić mogę, że winny jest tu Jeremy Scott (niech się wstydzi teraz) który postanowił wejść we współpracę z H&M.
Gdyby nie on, przespałabym całą noc, zamiast stać od wczesnych godzin porannych pod drzwiami sklepu przy Marszałkowskiej czekając na premierę kolekcji Moschino & HM, która odbyć się miała o barbarzyńskiej 8 rano i nie spóźniłabym się na trening. Wszyscy zorientowani w temacie wiedzą dobrze, że brak odpowiedniego miejsca w kolejce dostarcza w przypadku kolekcji KTOŚ dla H&M silnych emocji, na które zdecydowanie nie byłam gotowa.