Trójkąt Warszawski? O nie nie, moja Warszawa to ostatnio mniej dekadencka kraina Taco, a bardziej ta z piosenek Pezeta, szalona i dzika, która wciąga w piątek, a wypluwa w niedzielę wieczorem, kiedy wciąż jeszcze nie jestem sobą, wciąż jeszcze gdzieś obok, kiedy czaszka nadal pulsuje od dźwięków zasłyszanych dwa dni temu na Smolnej. Bitu, który nie odpuszcza i każe dalej tańczyć i tańczyć i tańczyć jak upiorne pantofelki z baśni Andersena.
CIOTKI SZWENDACZKI
Tak już jest, że w weekendy całe miasto jest moje. Nie wiem skąd to we mnie, ale na pewno nie jest to spuścizna po spokojnej mamusi i jeszcze spokojniejszym tatusiu, ludziach, w przeciwieństwie do mnie, okrzepłych i mądrych, którzy założyli rodzinę i urodzili dzieci we właściwym czasie, nie mając cienia wątpliwości, co do słuszności obranej przez siebie drogi. Zazdro. I szacunek.
Mamy w rodzinie kilka niechlubnych przypadków wujów nomadów i ciotek szwendaczek, nielubiących wylewać za kołnierz, których zawsze podawano mi za antyprzykład w liceum i na studiach, kiedy wpadałam w rozkoszne młodzieńcze ciągi, i włóczyłam się po Krakowie chłonąc miasto każdym, nieco przytępionym alkoholem, zmysłem. Pamiętam, jak dziś, kiedy pewnej nocy, moja mama wpuściła mnie do domu i zatroskana rzekła: „Gdybyś przynajmniej miała w sobie talent Pilcha, to to pijaństwo można by ci było trochę wybaczyć”… Jakiś czas później strzeliłam książkę o kinie indyjskim, więc rodzice nieco się uspokoili, ale wciąż nie tak, jakby mogli, bo, no cóż, do Pilcha ciągle było mi daleko.

fot. Katie Stoliar
Kiedy wyjeżdżałam do Warszawy, mama odetchnęła z ulgą do tego stopnia, że zamieniła moją sypialnię w gabinet taty, a moje łóżko na upiorny turbo niewygodny tapczanik, tak, żeby już nigdy, przenigdy, nie zachciało mi się nocować w domu. „Przyjedziesz, wynajmiesz sobie jakiś hotelik” – mówiła– „koło nas nawet jest taki hostelik, słyszałam, że całkiem miły, będziesz wpadać na śniadania”. LOL. „Ta Warszawa dobrze ci zrobi, przewietrzysz sobie głowę, dotkniesz innego świata” (halo! Tak jakbym nie mieszkała wcześniej w Londynie albo w Berlinie, to dopiero jest inny świat, a fakt, że wyjeżdżam nie znaczy, że musicie wywalać moje łóżko!)