Wesele za mniej niż tydzień. Z jednej strony mam ochotę skakać z radości, z drugiej żołądek zawiązał mi się na mały supełek, a w brzuchu trzepocze skrzydłami stado motyli.
Załatwianie ostatnich spraw, dopinanie ostatnich szczegółów. Podział i delegowanie zadań, ty zrób to, ja zrobię tamto, dzwoniłeś? Tak, a ty? Też. Cholera o tym zapomniałem, a ja o tamtym. Mamy jeszcze trochę czasu, ale zegar tyka, jeszcze tyko 7 dni, 6 dni, 5,4,3,2,1… BUM! Zdążymy ze wszystkim? Spokojnie, jasne, że tak. W końcu to projekt jak każdy inny. Dla mnie nie. Dla mnie trochę.