Rodzinna legenda głosi, że jedna z moich obrzydliwie próżnych praciotek obsesyjnie dbająca o swój wygląd (ehm… po kimś to mam, ah te geny) chcąc za wszelką cenę uniknąć zmarszczek nigdy się nie śmiała. Gdy coś rozbawiło ją do łez składała usta w dziubek, i wydawała dźwięk jak sowa w puszczy, ponieważ w takiej konfiguracji zwykłe „ha, ha” było niestety niemożliwe. Sposób niezawodny gdyż lico gładkie ponoć miała niczym niemowlę, a powodzeniem cieszyła się do osiemdziesiątki.
Życie bez śmiechu jest jednak zapewne dość ponure i thank GOD! że żyjemy czasach, w których kosmetologia osiągnęła level high, a w świątyni rozpusty pod wezwaniem Sephory znaleźć można kosmetyki przeciwzmarszczkowe takiej jakości, że ani wujek Heniek sypiący dowcipami przy niedzielnym obiedzie ani Michał Kempa ani nawet Dawid Podsiadło w roaście Kuby Wojewódzkiego nie będą nam straszni.